Z okazji odbywających się w Mińsku Mistrzostw Świata w Hokeju na Lodzie 2014, zastał złagodzony obowiązek wizowy. Zgodnie z rozporządzeniem Prezydenta Republiki Białoruś, w okresie 25 kwietnia-31 maja 2014 kibice mogą przekraczać granicę na podstawie ważnego biletu na mecz, bez konieczności wyrabiania wizy.
Byłoby wielką stratą, nie wykorzystać takiej szansy. Grodno i Brześć miałam już okazję kiedyś zobaczyć, ale Mińska jeszcze nie. A w dodatku uczestniczyć w takim wydarzeniu jak Mistrzostwa Świata – bezcenne.
Bez dłuższego zastanawiania się kupujemy bilety na mecz. Postanawiamy rozszerzyć naszą sportową wycieczkę o Grodno.
Grodno jest starym, pięknie położonym i bogatym w historię miastem. Mimo wszechogarniającej szarości i zaniedbania, w moich wspomnieniach jawi się jako wyjątkowe.
Ruszamy skonfrontować obecne Grodno z Grodnem z moich wspomnień. Spacer rozpoczynamy chyba najdłuższą ulicą w całym Grodnie – ulicą Elizy Orzeszkowej
Bar Moskwa.
Przy ulicy Orzeszkowej znajduje się jeden z najpiękniejszych zabytków Grodna, pochodzący z początków XX w. – Sobór Pokrowski (nazywany również Soborem Przenajświętszej Bogarodzicy lub Cerkwią Opieki Matki Boskiej).
Przy ul. Orzeszkowej rozciąga się Park Żylibiera. Park powstał w miejsc ogrodu botanicznego założonego w XVIII w. przez Francuza – Żylibiera. Przez park pływa Grodniczanka.
W pobliżu parku stoi pomnik upamiętniający zmarłą w Grodnie pisarkę Elizę Orzeszkową.
Z Placu Tyzenhauza ruszyliśmy w stronę Starego i Nowego Zamku. Trochę na około, bo ulicami Socjalistyczną, Karbuszawa, Wasilka i Karola Marksa, ale dzięki temu mieliśmy okazję zobaczyć wiele pięknych starych kamienic oraz Kościół Zwiastowania.
Idąc wzdłuż ul. Karola Marksa wychodzimy na Plac Sowiecki (dawniej Plac Batorego) przy którym stoi katedra.
Katedra – Kościół i klasztor jezuitów w Grodnie (Kościół św. Franciszka Ksawerego) został wzniesiony w XVIII w. w stylu barokowym.
W tym kościele Eliza Orzeszkowa wstąpiła w związek małżeński ze Stanisławem Nahorskim.
A stąd już tylko krok do chyba najbardziej charakterystycznego (ze względu na swoją nietypową konstrukcję) budynku w Grodnie – Teatru Dramatycznego i nad Niemen …
Taka malownicza trasa wzdłuż Niemna prowadzi do Zamków i uroczej starej Cerkwi Borysa i Gleba. W dole dworzec rzeczny na Niemnie.
Stary zamek – Pochodzi z końca XIV w. Zamek królewski Stefana Batorego, był miejscem sejmów I Rzeczypospolitej. Obecnie mieści się tu Państwowe Muzeum Historyczno-Archeologiczne. Na terenie zamkowego dziedzińca zachowały się pozostałości murów i fundamentów średniowiecznej cerkwi.
Nowy Zamek (Pałac Królewski) – został wybudowany z przeznaczeniem na letnią rezydencję królów Polski i wielkich książąt litewskich. Pałac został wzniesiony w połowie XVIII w. za czasów panowania króla Augusta III. W tym budynku w 1793 r. odbył się ostatni sejm Polski szlacheckiej – tu poprzez podpisanie traktatu rozbiorowego z Rosją i Prusami, dokonano II rozbioru Polski.
Cerkiew Św. Borysa i Gleba na Kołoży (Kalożskaya ). Została zbudowana w XII w. na terenie pogańskiego uroczyska Kalożań. Wewnątrz można zobaczyć, jak wyglądały średniowieczne „głośniki” – tzw. garnki akustyczne. Cerkiew ma niejednorodną strukturę, gdyż w XIX w. doszło tu do osunięcia się ziemi, podczas którego zawaliła się niemal połowa świątyni. Drewniane ściany i dach są efektem odbudowy.
W Grodnie jak w każdym mieście stare miesza się z nowym.
Wracamy spacerem przez Park Kalożski.
Przy Starym Zamku od strony miasta znajduje się dziewiętnastowieczny budynek straży pożarnej. Z wieży pożarniczej macha do nas strażak (a uściślając: wiatr macha wypchanym „strażakiem”). W południe z wieży rozlega się sygnał.
W pobliżu stoi Wielka Synagoga w Grodnie (zwana Nową lub Chóralną). Obecnie jest w remoncie.
Obowiązkowym punktem programu są draniki. Chyba najwięcej restauracji można znaleźć przy ul. Sowieckiej, tam wchodzimy do pierwszej lepszej.
Draniki to ziemniaczane placki nadziewane farszem. Mnie najbardziej smakują z mięsem i do tego z kwaśną śmietaną. Zamówione mimo, że są smaczne w niczym nie przypominają mi tych, które zapadły mi w pamięć podczas poprzednich wizyt.
Po sutym obiedzie nie mam już ochoty na żadne zwiedzanie.
Czeka nas jeszcze spacer do dworca i … dalsza podróż.
Podsumowując. Grodno zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. Grodno z moich wspomnień jawiło się jako szare i ponure, a tym czasem okazało się miastem pełnym zieleni.
Takie widoki w centrum miasta nie są ewenementem.
Co może zaskoczyć „zachodniego” turystę: na ulicach brak reklam oraz niesamowita otwartość i uprzejmość mieszkańców. Dotyczy to nie tylko Grodna, ale całej Białorusi.
Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę miała okazję odwiedzić ten kraj.