Janusz i Grażynka wyruszają w rejs – opowieść o tym jak zwiedzić Sztokholm i nie zbankrutować

Do końca tego nie rozumiem, ale mam sentyment do miejscowości położonych nad wodą. Nie ważne, czy jest to rzeka, czy morze. Sąsiedztwo wody gwarantuje, że wrócę z wyjazdu zachwycona. Szczególnie podobają mi się miasta portowe, a jeszcze bardziej hanzeatyckie.

Zatem zadaję sobie pytanie jak to jest w ogóle możliwe, że nie widziałam jeszcze Sztokholmu? Tym bardziej, że w okolice Sztokholmu latają tanie linie lotnicze, a bilety w cenie poniżej 100 zł w obie strony nie są rzadkością.

Najwyższy czas skorzystać z tanich biletów. Ale, ale … Przylecę tanio i co dalej … Koszt dojazdu do stolicy znacznie przekracza ceny biletów na samolot, a ceny noclegu w hotelu przyprawiają o zawrót głowy. Trudno, idę va bank. Raz mogę zaszaleć, nieprawda? Tym razem swego przyjaciela nawet nie muszę namawiać. I tak stajemy się szczęśliwymi posiadaczami biletów na długi weekend. Wcześnie rano w święto Bożego Ciała meldujemy się na lotnisku z bagażem podręcznym wypakowanym po brzegi. Przezornie zabraliśmy prowiant na kilka dni. Oczywiście nie obyło się bez kanapek, zupek chińskich i kiełbasy. Przez walory zapachowe i wzgląd na innych pasażerów tym razem cebulę i jajka gotowane na twardo zostawiamy w domu 😉 .

Po nieco ponad półtoragodzinnym locie możemy postawić stopy na (drogiej) szwedzkiej ziemi.

  1. Dojazd do Sztokholmu

Lotnisko Skavsta oddalone jest od stolicy o ponad 100 km. Najtaniej można się przemieścić metodą kombinowaną: autobusem do dworca w Nykoping, a następnie pociągiem do celu. Jeśli kupi się bilety na pociąg odpowiednio wcześnie koszt przejazdu wyniesie ok. 100 sek. Słowem kluczem jest „odpowiednio wcześnie”. Nas to niestety już nie dotyczy. Standardowa cena zbliżona jest do ceny przejazdu bezpośrednim autobusem „Flygbussarna”. Zatem po co kombinować? Jedziemy „Flygbussarną”. Najtańsze bilety są przy zakupie przez internet. Tak też robimy i jedziemy wygodnie do celu.

Przed godz. 10:00 jesteśmy na miejscu. Wysiadamy przy Dworcu Centralnym (T-Centralen).

  1. Nocleg

Noclegi w Sztokholmie, delikatnie mówiąc, do najtańszych nie należą. Bardzo fajnym rozwiązaniem w naszym przypadku okazuje się nocleg na promie, a dokładniej rejs Sztokholm-Helsinki-Sztokholm z dwoma noclegami w kajucie. Za taki rejs płacimy niecałe 50 euro. Nie rozwiązuje on jednak naszego problemu w 100%, gdyż zostaje nam jeszcze jedna noc do zagospodarowania. Samolot powrotny mamy wcześnie rano, a w planach jeszcze nocny plener. Aby zaoszczędzić decydujemy się tę ostatnią noc spędzić na lotnisku.

  1. Jedzenie

W wielu restauracjach można znaleźć oferty płacisz raz i jesz ile chcesz, za ok. 100 koron. To znacznie ułatwia przeżycie kilku dni w drogim mieście. Przed wyjazdem znaleźliśmy podpowiedź, aby odszukać lokalną budkę z typowym szwedzkim „fast food’em” śledziowym „Nystekt Strömming”. Wielbicielką śledzi nie jestem, ale po spróbowaniu, śledzie z budki towarzyszyły mi również podczas kolejnych podróży do stolicy Szwecji. Pycha.

Wizytówką Szwecji są oprócz śledzi – bułeczki cynamonowe – kanelbullar. W cukierniach na Starym Mieście ceny nie zachęcają do ich spróbowania, za to w Lidlu jak najbardziej.

  1. Tanie zwiedzanie

Sztokholm wbrew pozorom ma naprawdę wiele atrakcji do zaoferowanie budżetowym turystom. Od lutego 2016 r. Szwecja wprowadziła darmowy wstęp do 18 państwowych muzeów, spośród których 12 znajduje się właśnie w Sztokholmie. Niestety nie dysponujemy taką ilością czasu, aby móc sobie pozwolić na zwiedzanie muzeów. Skupiamy się na innych atrakcjach, a jakich? Wszystko po kolei …

W pierwszym dniu pobytu, mamy na zwiedzanie niecałe 6 godzin. Ograniczenie wynika z godziny odpłynięcia promu. Na dodatek na co najmniej 30 minut przed odpłynięciem musimy odebrać karty pokładowe.

Po opuszczeniu Dworca Centralnego, naszą uwagę przykuwa strzelista wieża kościoła św. Klary. Nie mieliśmy go w planach zwiedzania, jednak deszczowa pogoda sprawia, że ochoczo chronimy się pod jego dachem. W środku okazuje się, że trwa koncert fortepianowy. I takim sposobem zostajemy tu na dłużej.

Krajobraz Sztokholmu obfituje w urokliwe parki i pomniki, o mostach nie wspominając … Swoje kroki kierujemy w stronę Kungsträdgården – parku w historycznych królewskich ogrodach. Kapryśna pogoda nie pozwala w pełni cieszyć się pięknem zieleni i zmusza nas do schronienia się pod dachem. Tym razem to dach kościoła św. Jakuba. I tu kolejna miła niespodzianka – oprócz pięknego, chociaż surowego wnętrza i ciekawych eksponatów historycznych – kolejny koncert muzyki klasycznej. Tym razem nie dajemy się ponieść rozkoszy płynącej z harmonijnych dźwięków, musimy się trochę spieszyć.

Około południa w Zamku Królewskim odbywa się uroczysta zmiana warty. Koniecznie chcemy zdążyć na rozpoczęcie ceremonii. Konnica, wraz z akompaniamentem wojskowych muzyków, przemierza ulice pod zamkiem, aby dokonać widowiskowej zmiany.

W maleńkiej uliczce na wprost Zamku – na dziedzińcu (pod numerem Slottsbacken 2C) znajduje się prawdopodobnie najmniejszy pomnik świata – pomnik Żelaznego Chłopca (Jarnpojke). Mały chłopiec patrzący na księżyc, jest tak mały, że bardzo łatwo go nie zauważyć.

Bardzo blisko Zamku Królewskiego możemy zobaczyć katedrę, w której koronowano głowy państwa – Storkyrkan. Wstęp nie jest darmowy, ale warto wstąpić do środka. Wokół zamku rozciąga się Stare Miasto (Gamla Stan). Kręcimy się trochę urokliwymi, ciasnymi uliczkami obiecując sobie, że spędzimy tu więcej czasu kolejnego dnia. Zmoknięci i zziębnięci postanawiamy kierować się w stronę terminalu promowego. Po drodze nie możemy sobie odmówić słynnego śledzika z budki oraz wejścia na pobliski punkt widokowy – wieżę Gondolen, z której rozciąga się przepiękna panorama miasta.

Na tym kończymy pierwszy dzień spaceru po Sztokholmie – mieście położonym na wielu wyspach. Okrętujemy się na pokład promu, który pozwoli nam nie tylko tanio spędzić noc, ale również pozwoli na spędzenie kilku godzin w kolejnej północnoeuropejskiej stolicy – Helsinkach.

Drugi dzień w Sztokholmie rozpoczynamy od zwiedzania Muzeum Statku Vasa. Nie jest to darmowa atrakcja, nie jest to nawet tania atrakcja (130 sek), a na dodatek dość kontrowersyjna. Mój przyjaciel nazywa statek „najdroższą trumną”. Ale mimo wszystko towarzyszy mi podczas zwiedzania.

Czas biegnie nieubłaganie, a obiecaliśmy sobie powrót na Stare Miasto. Tym razem pogoda sprzyja spacerom, a wędrówka nabrzeżem z Muzeum Vazy do Gamla Stan pomaga odkryć piękno miasta. Jeszcze raz podziwiamy bryłę Pałacu Królewskiego, Parlamentu, spacerujemy klimatycznymi i kolorowymi uliczkami. Po dość długich poszukiwaniach odnajdujemy najwęższą uliczkę w Sztokholmie – Mårten Trotzigs gränd. Docieramy także do Riddarhuset (Dom Rycerstwa i Szlachty) oraz Riddarholmskyrkan (najstarszego kościoła w Sztokholmie).

Pora poszukać miejscówki na sesję wieczorno-nocną. Nie mogąc znaleźć „wymarzonego” miejsca, rozstawiam się tam, gdzie wydaje mi się że może być całkiem ok. Czy było? Oceńcie sami.

Po kilku godzinach „zabawy w fotografa” postanawiamy zrealizować nasz ostatni punkt wycieczki, póki jeszcze jeździ metro. Wzdłuż niebieskiej linii ulokowane są najładniejsze i najbardziej charakterystyczne dla Sztokholmu stacje: Solna Centrum, Centralen, stadion i Kunsstadtgarden. W saloniku prasowym zwanym Pressbyran kupujemy bilety jednorazowe – ważne 75 min od skasowania (1 strefa – 36 SEK) – powinno wystarczyć na zwiedzanie stacji z naszej listy. Kończymy na T-Centralen, gdzie w McDonaldzie czekamy na nocny autobus, który zawiezie nas na lotnisko. Niesamowicie zmęczeni, ale z głową pełną wrażeń wracamy do domu. Wiem, że spotkałam moją nową miłość – Sztokholm. Do tej pory Tallinn był dla mnie miejscem, do którego chciałam wracać, który koił nerwy, sprawiał że czułam się tam wyjątkowo dobrze. Nawet nie robiąc nic, tylko siedząc i spoglądając w morze. Po wizycie w Sztokholmie, Tallinn w moim subiektywnym rankingu zajął zaszczytne drugie miejsce.

Dodaj komentarz