Jordania – „The best view in the world”

Do Jordanii przyciągnęła mnie Petra. Czy jest jeszcze ktoś, kto nie kojarzy wykutego w skale „Skarbca Faraona”? Skarbca, który możemy zobaczyć np. w jednym z filmów o Indiana Jones’ie lub w „Mumia powraca”. Kompleks pomimo, że ponownie odkryty na początku XIX wieku (czyli całkiem niedawno), bardzo znany i popularny wśród turystów. Mnie kusił od szkoły podstawowej … Wiele musiało upłynąć w Wiśle wody, zanim dane mi było postawić stopę na tej pięknej ziemi. Jordania marzyła mi się jeszcze z jednego powodu. Pragnęłam zanurzyć się w Morzu Martwym i poczuć na własnym ciele jak działa wyporność tej słonej cieczy.

Za sprawą tanich linii lotniczych, Jordania stała się bardziej dostępna, przez co sen o niej mógł się spełnić. Zastanawialiśmy się nad wyborem lotniska docelowego: Amman (stolica Jordanii) czy przygraniczny Izraelski Ejlat. Kiedy bilety do Ejlatu znaleźliśmy prawie za bezcen – wyboru za nas dokonał los. O ironio! Naszą wielką (choć krótką) przygodę z Jordanią rozpoczynamy i kończymy w … Izraelu 🙂 .

Ejlat – czym zaskoczył nas Izrael

Wadi Rum – wyprawa na Marsa?

Pora pożegnać Wadi Rum. Umówiony kierowca, który ma nas zawieść do Wadi Musa (osady położonej przy wejściu do Petry) – czeka. Targana ambiwalentnymi uczuciami z rozrzewnieniem oglądam się za siebie, jednocześnie nie mogąc się doczekać kiedy zobaczę skalne miasto – miasto z moich najskrytszych marzeń – Petrę. Przed Wadi Musa nasz kierowca zatrzymuje się na chwilę, aby pokazać nam „the best view in the world” – Petrę z góry. Rozciągający się krajobraz sprawia niesamowite wrażenie. Już niedługo zaprowadzą mnie tam moje stopy …

Petra – różowe miasto wykute w skale

Koniec wyjazdu zbliża się nieubłaganie … Pora wracać do Akaby, w pobliżu której będziemy przekraczać granicę. Wstajemy bladym świtem, aby jak najlepiej wykorzystać dzień, chcemy jeszcze odwiedzić oddaloną o kilka kilometrów Małą Petrę (Siq al. Barid).

Mała Petra jest rzeczywiście mała. Jej zwiedzanie zajmuje nam ok. godziny. Zwiedzanie Małej Petry jest bezpłatne, chociaż nasz kierowca próbuje nam wmówić że jest inaczej. Z parkingu wchodzimy do niewielkiego kanionu, gdzie znajduje się większość atrakcji, kilka fasad wykutych w skale, kilka jaskiń i mnóstwo schodów. Zapomniałabym o najważniejszym – „malowany dom” – jaskinia ze świetnie zachowanymi freskami. Przede wszystkim jest tu bardziej zielono niż we właściwej Petrze.

Na końcu wąwozu możemy podziwiać kolejny z „najlepszych widoków”.

Odnoszę nieodparte wrażenie, że Jordania składa się z samych „najpiękniejszych widoków”. Szczególne nagromadzenie tabliczek z napisem „the best view in the world” znajduje się w Petrze. Z początku staraliśmy się nie pominąć żadnego z nich, z czasem kolejny mijany kierunkowskaz przyjmowaliśmy z uśmiechem. W szczególności, że zazwyczaj pomiędzy drogowskazem, a wskazywanym przez niego miejscem, dziwnym trafem znajdował się jakiś stragan. A widoki, cóż … czasem rzeczywiście były spektakularne, innym razem do najpiękniejszych na świecie trochę im brakowało …

Przejazd do Akaby zajmuje nam ponad 2 godziny. Akaba jest jedynym morskim portem w kraju. To bardzo urokliwe miejsce: góry zanurzone w wodach zatoki, słońce, piasek. Zdecydowanie też bardziej zatłoczone niż dotychczas odwiedzone miejsca w Jordanii. Bardzo chcieliśmy pobyć tutaj dłużej, jednak zdecydowaliśmy się na powrót do Izraela. Samolot mamy około godziny trzynastej. Biorąc pod uwagę, że na lotnisku (ze względu na procedury lotniskowe) powinniśmy być na minimum 3 godz. przed odlotem, dojazd do lotniska zajmuje ok. 1,5 godziny, a granica w soboty otwierana jest o 8:00, postanawiamy nie ryzykować i przekroczyć granicę jeszcze dzisiaj (i to zanim rozpocznie się Szabat) i przenocować w Ejlacie.

W Akabie do dyspozycji mamy tylko kilka godzin, które chcemy wykorzystać jak najlepiej. Kolega, który rok wcześniej przejechał całą Jordanię, twierdził że najlepsze jedzenie jakiego miał okazję próbować w tym kraju, było właśnie w Akabie. Nasze poznawanie Akaby rozpoczynamy od przygody kulinarnej w polecanej przez Kolegę knajpce – Hashem Sons. Knajpka, jak knajpka, ale jedzenie rzeczywiście mają przepyszne. Rozsiadamy się przy stoliku na zewnątrz z widokiem na Meczet Sharif Hussein bin Ali Jesteśmy jedynymi turystami – pozostali to miejscowi. Bardzo sympatyczny chłopak z obsługi proponuje nam kilka dań do wspólnego próbowania. Muszę przyznać rację Koledze – to najlepsze jedzenie, jakiego miałam okazję spróbować podczas pobytu, i do tego najtańsze. Porcje tak duże, że mimo najszczerszych chęci nie jesteśmy w stanie wszystkiego zjeść.

Obżarci wyruszamy na POM – czyli Powolny Obchód Miasta. Samo miasto widokami nie powala, dużo knajpek, sklepików różnej maści, głównie z chińszczyzną, ale spacer wzdłuż zatoki robi wrażenie. W szczególności, że po drugiej stronie zatoki widoczna jest ziemia Egipska i Izraelska.

Jak mówi stare porzekadło „wszystko co dobre szybko się kończy”. I tak kończy się nasza krótka przygoda w Jordanii. Jeszcze tylko drobne zakupy i kawa … Podczas pobytu w Wadi Musa zasmakowaliśmy w pysznej i mocnej kawie z kardamonem. Zanim opuścimy Jordanię musimy jeszcze po raz ostatni napić się kawy. Znajdujemy lokalny punkt, w którym parzenie kawy to spektakl. Wprawną ręką sprzedawca przesuwa czajniczkiem po gorącym piasku, po czym zlewa po trochu kawę do kubka. Czynność powtarza wielokrotnie, aż do napełnienia kubka.

Z mocnym postanowieniem że jeszcze wrócimy do Jordanii wsiadamy do taksówki, która zawozi nas do pobliskiego przejścia granicznego.

Przyznam, że przed wyjazdem miałam wiele obaw, w szczególności o bezpieczeństwo. Zupełnie niepotrzebnie. Tak otwartych, sympatycznych i pomocnych ludzi nie spotkałam jeszcze nigdzie. Jestem zachwycona pobytem w Jordanii, i jedyne czego mogę żałować to to, że trwał zbyt krótko i nie zdążyłam zażyć kąpieli w Morzu Martwym.

Dodaj komentarz