Wadi Rum – wyprawa na Marsa?

Po przejściu granicy Izraelsko – Jordańskiej trzeba obowiązkowo wsiąść do taksówki. Jest to teren wojskowy i nie można swobodnie po nim spacerować. My mamy zapewniony transport z obozu, w którym będziemy nocować. Jednak troszkę musimy na niego zaczekać. Terenówka zawozi nas bezpośrednio do namiotów. Powitanie miło nas zaskakuje. Najpierw poczęstunek pyszną (chociaż niesamowicie słodką) herbatą, później zakwaterowanie i propozycja wyjazdu na oglądanie zachodu słońca. Według naszych gospodarzy najpiękniejsze zachody słońca są w Wadi Rum. Po krótkiej chwili jesteśmy na miejscu. Z każdej strony otaczają nas marsjańskie krajobrazy. Wadi Rum – namiastka „czerwonej planety” na „błękitnej planecie”? Tak przecież czerwoną planetę wyobrażało sobie wielu twórców filmowych. Wadi Rum imitowała powierzchnię Marsa w niejednej filmowej produkcji („Marsjanin”, „Czerwona Planeta”, „Ostatnie dni na Marsie”). Nie dziwię się, pustynny piasek w blasku zachodzącego słońca przybiera czerwoną barwę. Wyrastające z niego poszarpane skały działają również na moją wyobraźnię, przekonując mnie że tak właśnie musi wyglądać Mars.

Chętnych do podziwiania zachodu słońca nie brakuje. Spektakl trwa … Nie mam czasu na szukanie idealnej miejscówki do zdjęć. Nawet nie mam czasu na rozstawienie statywu. Muszę się zadowolić miejscem, w którym zaparkował nasz samochód i jak najlepiej wykorzystać to co mam. Chciałoby się krzyczeć: chwilo trwaj! Natura jest jednak nieubłagana, słońce bardzo szybko chowa się za skałami. Z każdą minutą robi się chłodniej. Czy rzeczywiście był to najpiękniejszy zachód słońca? Raczej bym polemizowała z tym stwierdzeniem. Bardziej spektakularne i „krwawe” zachody słońca (chociaż mniej egzotyczne) miałam okazję podziwiać na rodzimej ziemi, w jej północno-wschodniej części. Niewątpliwie był to wyjątkowy zachód słońca, w wyjątkowym miejscu i w wyjątkowej scenerii – kosmicznej scenerii.

Po powrocie do obozu, czekają na nas kolejne, niecodzienne atrakcje: tradycyjna beduińska kolacja i nocleg na pustyni. Bezkres czarnogranatowego rozgwieżdżonego nieba dodaje aury tajemniczości. Czuję się wyjątkowo spokojnie i bezpiecznie. Odnoszę wrażenie, jakby na moje wcześniejsze prośby, czas się zatrzymał.

Jeszcze przed wschodem słońca wyruszamy na przejażdżkę na wielbłądach. Jazda na wielbłądach tylko zaostrza nasz apetyt na dalszą eksplorację pustyni.

Zaraz po śniadaniu wsiadamy na pakę terenówki i udajemy się na objazd po, uznanych przez naszego przewodnika za najważniejsze, atrakcjach wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, obszaru chronionego Wadi Rum. Podczas kilkugodzinnej trasy mamy możliwość podziwiania stworzonych ludzką ręką naskalnych malowideł oraz rzeźbionych siłami natury niezwykłych formacji skalnych.

W ramach przerwy na odpoczynek zostajemy zaproszeni na tradycyjną beduińską herbatę, przyrządzoną w polowych warunkach, na ognisku, przez przewodnika. Pychota. Wycieczkę kończymy wizytą w kanionie Siq Um Tawagi, w którym na jednej ze skał wyryta jest podobizna brytyjskiego oficera Thomasa Edwarda Lawrence’a. To Lawrence, który działał na tym terenie na początku XX w., rozsławił Wadi Rum. Nie jest to jedyna forma upamiętnienia Lawrence’a przez Beduinów. W nazwach kilku pustynnych atrakcji pojawia się nazwisko Brytyjczyka, np. Źródło Lawrence’a, dom Lawrence’a z Arabii. Również nazwa formacji skalnej „Siedem Filarów Mądrości” nawiązuje do tytułu książki autorstwa Lawrence’a.

Wadi Rum to niesamowite, można rzec – magiczne miejsce, skłaniające do zadumy nad potęgą sił natury. Surowe, ale piękne. Aż żal się z nim rozstawać. Panujące tu trudne warunki (niskie temperatury w nocy, wysokie w dzień, nieprzyjemny wiatr smagający twarz ostrym piaskiem i słońce palące skórę) nie zachęcają do zamieszkania na stałe. Za to z największą przyjemnością przyjechałabym tu jeszcze raz, nawet na kilka dni.

Dodaj komentarz