Ahoj przygodo, czyli powrót do Bavaro

Nasi gospodarze zapytani o drogę z Las Terrenas do Bavaro sugerują (tak jak wcześniej internet) jazdę z przesiadką w Santo Domingo. Za nic w świecie nie chcemy wracać do stolicy. Gospodarze zdradzają nam „lokalny” sposób na przejazd wzdłuż wschodniego wybrzeża wyspy. Cenowo i czasowo podobnie, tylko dużo mniej komfortowo, za to „more adventurous”. Kilka guagua i prom. Uprzedzają, że musimy wyjechać o 9:30 pierwszym guagua z Las Terrenas do Samana (z przesiadką w El Limon). W przeciwnym razie możemy nie zdążyć na guagua w Sabana de la Mar i „utknąć” po drodze. Podejmujemy wyzwanie. Przecież nie może być gorzej niż w stolicy.

W oczekiwaniu na guagua w Las Terrenas poznajemy Polki, które poprzedniego dnia pokonały taką samą trasę tylko w przeciwnym kierunku do Las Terrenas. Były żywe, zdrowe, uśmiechnięte … Czyli da się :). Przepełnione optymizmem, że taki wyczyn jest możliwy do wykonania w ciągu jednego dnia, wymieniamy się zdobytymi doświadczeniami. W El Limon zanim zdążymy się obejrzeć, zostajemy przepakowane do kolejnego guagua do Samana.

W Samana guagua zatrzymuje się przy targowisku. Miejscowość jest tak malowniczo położona, że chcę spędzić tu więcej czasu. Niestety czas to jedyna rzecz, której nam teraz brakuje. Kolorowe domki w stylu kolonialnym gęsto poupychane na zboczu wzgórza możemy oglądać jedynie z daleka. Raźno maszerujemy w dół ulicy do przystani. Szukamy promu do Sabana de la Mar. Dowiadujemy się, że jeśli chcemy na niego zdążyć to musimy się pospieszyć, zaraz odpływa. Tylko gdzie ten prom!?!?! W porcie stoją tylko niewielkie łódki. Wkrótce okazuje się, że nasz „prom” to jedna z nich. Zostajemy „zapakowane” na prom m.in. razem z motocyklami. Obsługa wyciąga kamizelki ratunkowe … i obwiązuje nimi motory.

Wypływamy. Widoki bezcenne. Tylko czemu tak strasznie kołysze. Mimo, że nie mam (tak mi się przynajmniej wydawało) choroby morskiej, żołądek podchodzi mi do gardła. Czuję, że zmieniam kolory.

Mniej więcej w połowie drogi zatrzymujemy się na pełnym morzu, silnik odmawia posłuszeństwa. Zmieniam zdanie. Trzeba było wracać przez Santo Domingo. Jednak obsługa „promu” jest przygotowana. Wyjmują narzędzia i schodzą do maszynowni. Pukają, stukają. Silnik zaczyna pokasływać, a po chwili mruczy miarowo. Jesteśmy uratowani! Płyniemy dalej. Kiedy wydaje mi się, że zaczynam się przyzwyczajać do kołysania dopływamy do celu. Prawie do celu. „Prom” nie może wpłynąć bezpośrednio do przystani. Zostajemy przepakowani do jeszcze mniejszej łódki i dowożeni do pomostu. Przy pomoście czekają miejscowi chętni do pomocy przy wydostawaniu się z łódki. W ogóle trzeba przyznać, że miejscowi są bardzo uczynni, szczególnie w stosunku do kobiet (nie tylko tych przyjezdnych). Pomagają przy wsiadaniu, wysiadaniu, noszeniu bagaży.

W Sabana de la Mar czekał nas dłuższy spacer z przystani do przystanku. Przystanku, którego nie wiemy nawet gdzie szukać. Zakładałyśmy skorzystanie z mototaxi, chyba najszybszego i najtańszego środka transportu. Panowie na motorach, kiedy dowiedzieli się o naszym zamiarze, zaczęli między sobą rywalizować, kto nas zawiezie. Rywalizacja ta polegała na wrzaskach i wyrywaniu sobie nawzajem naszych bagaży. Była to dla nas na tyle nieprzyjemna sytuacja i też strata czasu, że zabrałyśmy co nasze i pomaszerowałyśmy do miasta.

Przypadkowo spotkana osoba zaprowadziła nas na właściwy przystanek. Poinstruowała kierowcę dokąd chcemy jechać i gdzie ma nas wysadzić i tak rozpoczęłyśmy kolejną część podróży. Podróży, w której czułyśmy się jak bagaż przerzucany z jednego samochodu do drugiego. Z Sabana de la Mar zostałyśmy zawiezione do Miche, z Miche do Higuey, a z Higuey do Bavaro. Kierowcy unikali autostrady, przez co zwiedziłyśmy chyba wszystkie wioski i wioseczki przy trasie. Wytrzęsło nas na tych wertepach niemiłosiernie. Ale oczywiście wszystko przyjmowałyśmy z humorem. Jak przygoda, to przygoda. Najważniejsze, że nigdzie nie utknęłyśmy na noc.

Gdzieś na wschodnim wybrzeżu wyspy. Pomiędzy Sabana del la Mar a Bavaro

Do Bavaro dotarłyśmy późnym popołudniem. Byłyśmy tak zmęczone, że nie miałyśmy już na nic ochoty. Dzień zakończyłyśmy kolacją przy hotelowym basenie.

Dodaj komentarz