Marrakesz – zdążyć przed koronawirusem

Bilety do Marrakeszu udało się nam kupić z dużym wyprzedzeniem, w bardzo okazyjnej cenie. Nie mogłam doczekać się wyjazdu. Kiedy zbliżał się jego termin nadal zmagałam się z chorobą. Było już zdecydowanie lepiej, mimo to lekarz nie uważał podróży za dobry pomysł. Uparłam się, chociaż sama nie byłam przekonana do słuszności decyzji. Moi najbliżsi próbowali przekonać mnie do zmiany zdania, bali się, że podróż może mi zaszkodzić, a na dodatek mogę zarazić się koronawirusem. Bagatelizowałam doniesienia o epidemii, naiwnie myśląc że w czasach globalizmu wirus nie rozprzestrzeni się tak szybko.

Noclegi zarezerwowaliśmy niemal w ostatniej chwili przed wyjazdem i polecieliśmy bez większego planu.

Po wyjściu z lotniska kierujemy się w stronę przystanku, z którego odjeżdżają autobusy do centrum, po czym zgodnie wypowiadamy się za zmianą planów. Przyjemna, ciepła pogoda zachęca do spacerów, a do głównej części miasta nie jest daleko. Do Ogrodów Menara jeszcze bliżej … Nieco zbaczamy z drogi i odwiedzamy jedne z najpopularniejszych ogrodów Marrakeszu. Historia założenia Ogrodów Menara sięga XII w. Jako świadectwo osiągnięć kultury arabskiej oraz przykład egzystencji w zgodzie z naturą zostały uhonorowane wpisem na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO (wraz z Medyną w Marrakeszu). Centralne miejsce ogrodów zajmuje dwupiętrowy pawilon z zadaszeniem w kształcie piramidy. Pawilon zbudowany nad sztucznym zbiornikiem zasilanym wodami spływającymi z góry, a w tle palmy i góry Atlas – jeden z najbardziej znanych motywów kojarzonych z Marrakeszem. Mimo pięknej pogody powietrze nie jest na tyle przejrzyste, aby można było podziwiać góry. Jedynie zarys szczytów niewyraźnie majaczy w tle pocztówkowego widoku.

Droga do centrum prowadzi nas przez kolejne ogrody, a właściwie gaj oliwny: Oliveraie Bab Jdid. Zdecydowanie mniej charakterystyczny niż Ogrody Menara, ale też zdecydowanie mniej uczęszczany. Cieszy nas widok wielbłądów pasących się na trawie.

Pierwsze spotkanie z mediną to otaczające ją XII-wieczne mury i jedna z najbardziej znanych bram Marakeszu – Bab Agnaou. Była głównym publicznym wejściem do królewskiej kasby. Po jej przekroczeniu szybko zorientowaliśmy się, że się zgubiliśmy 🙂 .  Była to doskonała okazja, aby w końcu usiąść w jakiejś knajpce, odpocząć, spróbować lokalnych przysmaków i zastanowić się co dalej … To był pierwszy raz kiedy zgubiliśmy się wśród uliczek Marrakeszu, ale nie ostatni. Początkowo trochę nas to irytowało, ale później odkryliśmy tego dobre strony. Prawie za każdym razem udawało się nam zupełnie przez przypadek znaleźć jakieś ciekawe miejsce, do którego byśmy inaczej nie dotarli. Kluczenie wśród labiryntu wąskich i krętych uliczek ma swój urok, który zaczęliśmy bardzo szybko doceniać. W taki sposób dotarliśmy m.in. do warsztatów, w których lokalni rzemieślnicy z niewiarygodnym artyzmem rzeźbili drewniane drzwi, mieliśmy okazję zobaczyć jak szyte są oryginalne arabskie stroje i wiele innych lokalnych „smaczków”.

Kiedy już udało się nam zorientować, gdzie jesteśmy wyruszyliśmy na poszukiwanie riadu, w którym mieliśmy zarezerwowany nocleg. Miejsce to ulokowane było bardzo blisko kolejnej atrakcji, z czego korzystaliśmy codziennie, stając się jego stałymi bywalcami.

Plac Jemaa el-Fna, bo o nim mowa, to serce Marrakeszu. Wieczorem rozgrywa się tu prawdziwy spektakl: pokazy żonglerki, zaklinacze wężów, kobiety malujące henną dłonie, pokazy akrobatyczne, mnóstwo straganów i nawołujących do siebie sprzedawców. Część ze straganami podzielona jest na sektory, z podobnym asortymentem i tak sprzedawcy świeżo wyciskanych soków mają swoje ponumerowane stoiska w jednym miejscu, w innym rozstawieni są sprzedawcy suszonych owoców, w jeszcze innym ulokowane są polowe kuchnie, w których można spróbować świeżo przyrządzonych ślimaków, w innym można zjeść pełen posiłek. W miejscu, w którym rozstawione są rodzinne „garkuchnie” można naprawdę smacznie zjeść w dobrej cenie. Posiłki są świeże i przygotowywane na oczach klienta. Tutaj też można zostać ciekawie zaproszonym do ucztowania. Większość z nawołujących zna kilka zwrotów po polsku, które powtarzają jak mantrę, orientując się że jesteśmy z Polski: „Magda Gessler …”, „Nie ma sraczki”. Stołujemy się tu każdego wieczoru, za każdym razem degustując inne potrawy. Niezmiennie jednak ulegamy namowom sprzedawców świeżo wyciskanych soków. Właściwie to nie muszą nas namawiać, sami korzystamy z okazji.

Jesteśmy poza sezonem, a na placu jest tłoczno. Podejrzewam, że latem plac nie wywarłby na mnie tak korzystnego wrażenia. Wyobrażam sobie że w sezonie, kiedy panuje upał i ścisk, mieszają się zapachy przygotowywanych potraw z zapachami „ulicy”, uciekłabym stąd bardzo szybko. Teraz bardzo mi się tu podoba, mimo że trzeba uważać na kieszenie, aby nie stracić portfela.

Rano plac pustoszeje i w niczym nie przypomina tego po zachodzie słońca.

Z placem Jemaa el-Fna sąsiaduje Meczet Kutubijja, będący świetnym punktem orientacyjnym. 70-cio metrowej wysokości Minaret jest najwyższym budynkiem w mieście, przez co góruje nad mdiną. Niestety dla niewiernych dostępny jest tylko z zewnątrz. Wzdłuż jednej ze ścian świątyni rozciągają się odkryte dzięki wykopaliskom, pozostałości po poprzednim meczecie. Na tyłach świątyni znajduje się przeuroczy Park Lalla Hasna, nazwany tak na cześć księżniczki.

W pobliżu parku natrafiamy na pięknie urządzony ogród, należący do Hotelu La Momunia. Udostępniany jest dla zwiedzających, jednak pod warunkiem że nie będą robić zdjęć. Marrakesz słynie z innych ogrodów – ogrodów założonych przez francuskiego malarza Jacques’a Majorelle’a. Po dotychczas odwiedzonych parkach i ogrodach, świadomie rezygnujemy ze zwiedzania Ogrodów Majorelle.

Pałac Bahia – wybudowany w XIX wieku za czasów dynastii Alawitów. Pałac zasłyną z bogactwa dekoracji. Kompleks zabudowań obejmuje blisko 8 hektarów i składa się z labiryntu pomieszczeń z wewnętrznymi ogrodami i wewnętrznych dziedzińców otoczonych krużgankami. Wyposażenie pałacu zostało rozkradzione po śmierci ostatniego z sułtanów, mimo to wnętrza zachwycają przepychem. Kamienne mozaiki, drewniane precyzyjnie malowane kolorowe sufity, białe stiukowe fryzy zdobione niemal koronkową ornamentyką zapierają dech w piersiach. Brak mi słów, aby wyrazić podziw nad kunsztem artystów pracujących przy powstawaniu dekoracji.

Grobowce Saadytów są jednym z najwspanialszych przykładów architektury mauretańskiej w Maroku. Powstały w XVI wieku z przeznaczeniem na pochówek potomków Proroka – dynastii Saadytów. Po upadku dynastii, grobowce zostały zamurowane przez kolejnych władców i pozostawały ukryte przez blisko 200 lat. Największą atrakcją nekropolii stanowi mauzoleum Ahmada al-Mansura. Miejsce pochówku swoją wystawnością przypomina wnętrza pałacowe, a być może nawet je przewyższa. A wszystko to w otoczeniu ogrodów.

Grobowce znajdują się w pobliżu XII wiecznego meczetu Kazba i nieopodal bramy Bab Agnaou. Mieliśmy spory problem ze znalezieniem wejścia do grobowców, ale finalnie się udało. Całe szczęście! Pomimo, że nie jestem fanką zwiedzania nekropoli, Grobowce Saadytów uważam za najpiękniejszą atrakcję Marrakeszu.

Pałac El Badi dawniej uważany za najwspanialszą rezydencję w całym Maroku. Dziś trudno w to uwierzyć. Na terenie pałacu możemy obejrzeć pozostałości po pawilonach pałacowych, dziedziniec z basenem i ogrody. Po zwiedzaniu Pałacu Bahia, El Badi nie wywiera szczególnego wrażenia.

Podczas pobytu w Marrakeszu wielokrotnie proponowano nam wyjazd do Quarzazad lub Essauorii, które też początkowo rozważaliśmy. Jednak miasto tak nas zafascynowało, że postanowiliśmy wymienić zwiedzanie okolicy na spacery w gęstwinie ulic. I tak gubiąc się w miejskim labiryncie odkrywaliśmy małe zakłady rzemieślnicze, kolejne suki (bazary), pięknie zdobione wejścia czy fasady do riadów. To właśnie wąskie, kręte uliczki mediny stały się dla nas (oczywiście po Grobowcach Saadytów i Pałacu Bahia) największą atrakcją Marrakeszu.

Marrakesz wywarł na mnie ogromne wrażenie. Jego kontrastowość i nieprzewidywalność zaskoczyły mnie i uwiodły. Uwiodły mnie też jego kolory, mieszające się ze sobą różne zapachy, a przede wszystkim wyrazista, pełna mieszanek przypraw kuchnia. Mam nadzieję, że los pozwoli mi jeszcze kiedyś odwiedzić Maroko.

Kilka tygodni po naszym powrocie do Polski zostaje wstrzymany ruch lotniczy. Tym bardziej cieszymy się z wyjazdu, podczas którego mogliśmy w pełni delektować się urokami Marrakeszu bez cienia obaw, czy uda nam się wrócić do domu.

Dodaj komentarz